Zastanawiałam
się, kiedy nadejdzie dobry moment, żeby zabrać moją dwuletnią córkę do kina, bo
kompletnie nie pamiętam od jakiego wieku zaczęłam bywać w kinie ze starszym
dzieckiem. Ale na ekranach pojawił się właśnie film dla dzieci pt. "Dobry dinozaur", na który –
wydawało mi się – mogą iść nawet maluchy, więc doszłam do wniosku, że warto
zaryzykować.
Nie pomyliłam się – córka w
kinie wytrzymała, choć od razu mówię, że kupując bilety spytałam, jak dużo
reklam jest przed seansem, na co otrzymałam odpowiedź, że reklamy trwają 17 minut
(!) plus jeszcze krótka 10-minutowa animacja. O zgrozo! Do sali weszliśmy więc
po 25 minutach od zgaszenia światła, żeby przeczekać całe to preludium. I to
też okazało się dobrą decyzją, bo dla tak małego dziecka wysiedzenie w jednym
miejscu przez półtorej godziny może być jeszcze do zaakceptowania, ale dwie
godziny – już zdecydowanie nie.
Jeśli zaś chodzi o sam film to,
hmm… nie bardzo wiem, jak go ugryźć. To kolejna produkcja Pixara pod flagą
Disneya, a Pixarowi rzadko zdarza się popoełniać błędy. Tu też w zasadzie nie
ma się do czego przyczepić, jednak fabuła jest dość banalna. Muszę powiedzieć,
że mnie ta bajka po prostu nieco znużyła, mimo że ogólnie lubię dziecięce kino i
zazwyczaj dobrze się na nim bawię.
Na początku opowieści poznajemy Arlo, małego słabowitego dinozaura,
najsłabszego z trójki rodzeństwa, oraz całą jego rodzinę. Arlo rośnie i rozwija
się, ale nie tak, jak jego brat i siostra – jest nieporadny, gapowaty i w
dodatku bardzo strachliwy. Choć bardzo stara się pokonać swój lęk, aby zasłużyć
na upragnioną aprobatę rodziców, to jednak sama myśl o oddaleniu się od domu,
czy nawet prostych codziennych czynnościach, napawa go przerażeniem. Ale
wkrótce to się zmieni – Arlo zostanie zmuszony do tego, aby zapanować nad
strachem, los rzuci go bowiem daleko od domu, a jedynym jego sprzymierzeńcem
zostanie mały „szkodnik” – chłopiec, który będzie mu towarzyszył w naprawdę
długiej wędrówce.
Cóż, niewątpliwym atutem filmu są piękne zdjęcia i perfekcyjna animacja, która zawsze dominuje w produkcjach Pixara. Bajka spodoba się prawdopodobnie najmłodszym odbiorcom – nie ma tu zbyt wielu dialogów, a te które wpleciono w akcję są krótkie i konkretne (bez drugiego dna, więc rodzice czekający na ukryte żarciki i puszczanie oka do dorosłego widza będą zawiedzeni). Fabuła jest w miarę łatwa do śledzenia nawet przez maluchy – dinozaur wędruje, aby odnaleźć drogę do domu. Zaś przekaz filmu niesie ze sobą dobrze znane i uniwersalne wartości – nie daj się trudnościom, pokonaj własne lęki i bądź otwarty na świat, bo możesz w nim spotkać kogoś, kto zostanie twoim przyjacielem na całe życie.
Jednak starsze dzieci pewnie nie będą filmem zachwycone, bo Pixar
przyzwyczaił je do nieco bardziej pomysłowych produkcji, ciekawszych, z szerszą
gamą barwnych bohaterów (warto tu przypomnieć chociażby genialny film „WALL-E”,
w którym lista dialogowa także ograniczyła się do minimum, a do dziś pozostaje
jedną z najoryginalniejszych i najlepszych animacji, jakie kiedykolwiek
powstały). Mój ośmiolatek spytany o zdanie na temat filmu wyraził się krótko i
treściwie – „okej”, co jest dość powściągliwą recenzją. Dlatego starszaki
zabierzcie do kina tylko wówczas, gdy towarzyszą młodszemu rodzeństwu.