Kiedyś, w trakcie luźnej rozmowy z moimi przyjaciółkami na
temat dzieci, powiedziałam, że chciałabym nauczyć mojego syna szacunku do
pieniędzy i do tego co ma: gdzie mieszkać, co jeść, pokój pełen zabawek i
wyjazdy na wakacje co najmniej dwa razy do roku. Wydaje mi się, że większość
naszych dzieci zupełnie tego nie docenia, przyjmują za pewnik, że życie powinno
tak wyglądać i koniec. I chociaż tłukę do głowy niemal codziennie, że wszystko,
co mamy zawdzięczamy ciężkiej pracy i że mamy niebywałe szczęście, że tak
żyjemy, to nie mogę oprzeć się wrażeniu, że moje słowa trafiają gdzieś w próżnię. – Zacznij
czytać mu książkę „Charlie i fabryka czekolady” – rzuciła jedna z koleżanek –
ja robiłam to co wieczór i poskutkowało.
Znacie tę książkę?
Nie? W takim razie być może znacie film z Johnnym Deppem w roli zwariowanego
Willy’ego Wonki, właściciela najbardziej niezwykłej fabryki czekolady jaka
kiedykolwiek powstała. Film jest świetny, ale książka – jeszcze lepsza. Nie
wiem, czy jej przesłanie na stałe trafiło do świadomości mojego ośmiolatka, ale
warto było to sprawdzić, bo obydwoje daliśmy się wciągnąć panu Wonce. Czytałam
tę książkę na głos, a mój syn po 11 rozdziałach krzyczał „jeszcze, jeszcze!”,
ja zaś nie miałam argumentu, żeby mu odmówić.
Głównym bohaterem nie jest jednak wcale Willy Wonka (choć w
filmie zdecydowanie wysuwa się na pierwszy plan), ale Charlie Bucket – chłopiec
pochodzący z bardzo, bardzo ubogiej rodziny. Tak ubogiej, że wszyscy jej
członkowie – Charlie, jego rodzice oraz czworo dziadków – mieszkają w jednym
maleńkim, rozpadającym się domku. Tata Charliego utrzymuje całą rodzinę, mama
zajmuje się domem, a dziadkowie, starzy i schorowani, całe dnie spędzają leżąc
w łóżku, jednym, bo tylko to jedno łóżko mają do podziału na całą czwórkę.
Charlie zaś chodzi do szkoły, a od wczesnego dzieciństwa towarzyszy mu zapach
przepysznej czekolady Williego Wonki, bowiem Charlie mieszka tuż obok fabryki.
Chłopiec uwielbia czekoladę, ale nigdy nie może sobie na nią
pozwolić, jedynym dniem, kiedy dostaje całą tabliczkę, są jego urodziny – wtedy może
delektować się ulubionym przysmakiem przez wiele dni, dzieląc go sobie na małe
kawałki. Charlie jest bowiem skromny, dobry i pogodzony ze swoją
sytuacją. Wie, że jego rodzice dbają o niego jak mogą, a mimo skromnego życia,
chłopiec umie cieszyć się drobnymi rzeczami. I nie przestaje marzyć, a marzenia
pomagają mu zapomnieć o głodzie, który dość często nęka rodzinę Charliego.
Któregoś dnia Willy Wonka ogłasza konkurs – w tabliczkach swojej słynnej
czekolady umieszcza pięć Złotych Talonów, które mają być biletami wstępu do
fabryki. Każde dziecko, które znajdzie Talon, będzie mogło przekroczyć próg tej
niezwykłej wytwórni słodyczy.
Oczywiście znalezienie Talonu staje się też największym
pragnieniem Charliego, tym bardziej, że zbliżają się jego urodziny. Ale czy
będzie miał aż tyle szczęścia, żeby w jednej jedynej tabliczce znaleźć wygrany
los, podczas gdy inni kupują czekoladę całymi kilogramami, żeby zwiększyć swoje
szanse? W prasie zaczynają pojawiać się informacje o kolejnych szczęśliwcach,
którzy trafili na Złote Talony… dziwnym trafem wszystkie te dzieciaki są
rozpieszczone, krnąbrne i zarozumiałe, czy w takim razie będzie tam jeszcze
miejsce dla Charliego?
Nie chciałabym zdradzić całej historii, ale
najlepsza zabawa zaczyna się w trakcie wycieczki piątki wygranych do fabryki.
Trudno stwierdzić, co jest bardziej fascynujące – sam Willy Wonka, czy jego
wynalazki, służące do produkcji wymyślnych słodkości. Roald Dahl
napisał tę książkę w latach 60. ubiegłego wieku, ale nadal działa ona na
wyobraźnię – czekoladowy wodospad, jadalne rośliny, trawa z miętowego cukru,
cukierki o smaku trzydaniowego obiadu, guma, która nigdy nie traci smaku… któż
z nas nie chciałby tego zobaczyć na własne oczy i skosztować? Przesłanie tej
powieści na szczęście także jest aktualne – skromny chłopiec, który potrafi
cieszyć się przez miesiąc jedną tabliczką czekolady okazuje się o wiele lepszy
od zarozumiałych, rozpuszczonych dzieciaków, nie umiejących docenić ani miłości
i poświęcenia rodziców, ani swojego materialnego statusu. Charlie staje się
bohaterem, wybrańcem losu, a jego dobroć i cierpliwość zostają nagrodzone w
sposób, o jakim nigdy mu się nawet nie śniło.
Czy ta książka potrafi zmienić myślenie dzieci o dzisiejszej
rzeczywistości? Na pewno nie całkowicie i nie na zawsze, ale niewątpliwie
pozostaje w pamięci na długo, a jej nietuzinkowi bohaterowie przemawiają do
dziecięcej świadomości lepiej niż wszystkie pogadanki. I na pewno warto po nią
sięgnąć, a potem, dla zabawy, obejrzeć także i film. Kilka miesięcy temu
ukazała się również kontynuacja powieści – „Charlie i wielka szklana winda”, ale o tym kiedy indziej.
Roald Dahl, "Charlie i fabryka czekolady", wyd. Znak emotikon
Roald Dahl, "Charlie i wielka szklana winda", wyd. Znak emotikon