Kiedy ponad rok
temu opowiadał mi o tym filmie Kuba Kijowski, autor świetnych zdjęć do „Córek
dancingu”, od razu pomyślałam, że muszę to zobaczyć. Bo czy to możliwe, żeby w
polskiej kinematografii powstał tak niesztampowy film, który nie okaże się
gniotem?
![]() |
Marta Mazurek, Kinga Preis i Michalina Olszańska |
I od razu mówię,
że ten film można albo pokochać, albo znienawidzić. Mnie urzekł. Zaczarował
mnie, zupełnie jakbym dała się uwieść nieziemskim
syrenim głosom. A syreny są tu dwie – Srebrna i Złota – i w dodatku potrafią
przybrać zupełnie kobiece kształty (poza tym, że brak im partii intymnych, jak
u lalki Barbie). Zjawiają się nagle, wyciągnięte z wody przez muzyków występujących
w legendarnym stołecznym klubie nocnym Adria, którego kierownik chętnie
przyjmuje dwie śliczne, młode dziewczyny, w dodatku pięknie śpiewające i bez
zażenowania eksponujące swoje wdzięki. Lecz gdy w grę zaczynają wchodzić
pierwsze zauroczenia i namiętności, sytuacja nieco się komplikuje. Syreny
szybko przypominają nam, że choć pozornie delikatne i niewinne, w rzeczywistości
są przecież… potworami.
Brzmi
niewiarygodnie, prawda? A jeśli dodacie do tego przybliżony klimat PRLu z lat 80., Kingę
Preis jako główną wokalistkę zespołu Figi i Daktyle, Zygmunta Malanowskiego
jako kierownika klubu i Jakuba Gierszała jako basistę oraz mnóstwo śpiewanych
kwestii, którymi w dużej mierze porozumiewają się bohaterowie, to wyjdzie nam widowisko,
jakich w polskim kinie mało. Tym bardziej, że aranżacje muzyczne oraz wszystkie
sceny tańczone i śpiewane są tu bardzo dopracowane, a Preis wokalnie wspina się
na wyżyny. Dwie młode aktorki, grające syreny – Michalina Olszańska i Marta Mazurek
– wcale jej nie ustępują.
Cała historia płynie sobie naturalnie – dla nikogo pojawienie się syren nie jest specjalnym zaskoczeniem, owszem jest to pewien ewenement dla bywalców klubu, ale raczej traktowany jako dodatkowa atrakcja umilająca wieczór. Im dalej zagłębiamy się w fabułę, tym bardziej abstrakcyjna się ona staje, łącząc zgrabnie elementy baśniowe z rzeczywistymi. Film tworzy mieszankę musicalu, groteski, czarnej komedii i horroru, co naprawdę w efekcie końcowym daje obraz wyjątkowo oryginalny. Wyobrażam sobie, że ekipa tworząca „Córki dancingu” musiała się przy realizacji dobrze dogadywać, bo efekt końcowy jest bardzo spójny, a nawet najbardziej surrealistyczne wątki stanowią dopasowane fragmenty układanki i tworzą niezwykłą opowieść o miłości, pragnieniach, dojrzewaniu i inicjacji seksualnej.
Debiut Agnieszki Smoczyńskiej nie jest z
pewnością filmem dla wszystkich, natknęłam się na komentarze „gniot”, „strata
czasu”, „nuda”, dlatego jeśli ktoś nie lubi takich klimatów – proszę nie
oglądać. Być może film nie jest wybitnym arcydziełem, ale ma tak nieprzeciętny
scenariusz i mnóstwo cudownych smaczków (jak choćby Magdalena Cielecka, która
nawet w epizodycznej roli striptizerki potrafi zaczarować), że wszystkim,
którzy szukają takich właśnie perełek, gorąco go polecam. I bardzo się cieszę,
że „Córki dancingu” pojadą na Festiwal Filmowy Sundance.
"Córki dancingu", reż. Agnieszka Smoczyńska, wyst. Kinga Preis, Marta Mazurek, Michalina Olszańska, Jakub Gierszał, Zygmunt Malanowicz, Andrzej Konopka i in.