Wokół tegorocznych Oscarów, jak wiadomo,
sporo zamieszania. Bo: dlaczego należą się tylko białym, znów dyskryminacja
czarnoskórych aktorów, bojkot, bunt, niezgoda. Czy te protesty są uzasadnione?
Trudno ocenić, bo trudno też obejrzeć wszystkie filmy, jakie zostały
wyprodukowane w ubiegłym roku i zdecydować, czy Afroamerykanie zasługują na nominację.
Cóż, przynajmniej galę poprowadzi Chris Rock...
Czy najlepszym filmem zostanie
fenomenalna, acz bardzo brutalna „Zjawa”? Film jest znakomity, bardzo sugestywny i pełen naturalistycznych, przejmujących scen. Może nagroda w głównej kategorii to
za dużo, ale ucieszyłabym się, gdyby statuetką uhonorowano nareszcie Leonardo
DiCaprio – po tylu nominacjach Oscar niewątpliwie mu się należy, choć nie
jestem pewna, czy to akurat ta rola jest najwybitniejsza w jego karierze.
Konkurencję ma mocną, może przegrać z Fassbenderem, co wydaje się najbardziej
prawdopodobne, chyba że Eddie Redmayne (subtelny, dziewczęcy i męski zarazem w "Dziewczynie z portretu") zostanie drugim Tomem Hanksem. Bo szanse
Matta Damona są raczej nikłe – Hollywood rzadko przyznaje tej rangi nagrodę za
role komediowe, a przecież taki jest właśnie „Marsjanin”, niby trochę straszny,
ale jednak bardziej śmieszny, zaskakująco wciągający (rzadko pasjonują mnie
filmy sci-fi, a od tego nie mogłam się oderwać), jednak całkowicie i wyłącznie
rozrywkowy.
![]() |
Leonardo DiCaprio w "Zjawie" |
Być może Akademia zdecyduje, aby
najlepszym filmem wybrać kameralny „Pokój”, a nie wysokobudżetowe produkcje.
Albo zaangażowany społecznie „Spotlight” lub „The Big Short”. Jeśli miałabym
obstawiać to właśnie ten ostatni tytuł ma spore szanse na nagrodę – Amerykanie wciąż
lubią wracać do tematu ostatniego kryzysu finansowego, bo jest to coś, co
dotyczy niemal całego społeczeństwa i co wciąż w Stanach (i nie tylko) odbija
się czkawką. A film jest świetny i ma wszystko to, co może trafiać do widza – wartką
akcję, wyrazistych bohaterów (nie-fikcyjnych) i opowiada o krzywdach, które
przydarzyły się zwykłym ludziom. Zagadką jest dla mnie na liście pretendentów
do najlepszego filmu „Mad Max” oraz nudny jak flaki z olejem „Brooklyn” – oba filmy
muszą mieć dobre lobby, a nagrodzenie ich wydaje się tak samo mało
prawdopodobne jak to, że w Los Angeles spadnie śnieg. Ale kto wie, Hollywood
czasem lubi zaskakiwać…
![]() |
Brie Larson, "Pokój" |
W nominacjach za reżyserię liczą się
moim zdaniem trzy nazwiska: Alejandro González Iñárritu (Zjawa), Tom McCarthy
(Spotlight) i Adam McKay (The Big Short). Iñárritu zrobił wybitny film, o
niezwykłej historii mężczyzny, który niemal wstaje z grobu i przemierza
bezkresne lasy wiedziony chęcią zemsty, McCarthy umiejętnie zbudował napięcie,
opowiadając o pierwszym poważnym śledztwie dziennikarskim dotyczącym pedofilii wśród księży, zaś McKay
zgrabnie połączył szybkie tempo z próbą wytłumaczenia podstaw kryzysu,
opierając swój film na barwnych, różnorodnych i fascynujących charakterach.
Komu przypadnie Oscar w tym roku? Dowiemy się już w niedzielę, a raczej w
poniedziałek rano i być może Akademia zaskoczy po raz kolejny, rezygnując z wyboru faworytów?