wtorek, 26 kwietnia 2016

Serialowe powroty


Trzy świetne seriale właśnie powróciły z nowymi sezonami.

Pierwszy to oczywiście najbardziej wyczekiwana "Gra o tron". Sezon 6. otwiera się po kolei wszystkimi wątkami, które pozostały bez odpowiedzi w poprzednim sezonie. Jon Snow (prawdopodobnie, ale nie na pewno?) nie żyje, a jego poplecznicy muszą znaleźć sposób, aby mądrze przeciwstawić się Sir Allisterowi i jego grupie. Jamie wraca z Dorn, Cercei czeka więc gorzkie powitanie. Tymczasem dornijczycy też nie mają lekko, bo Ellaria i jej córki zaczynają się panoszyć. Theona i Sansę zastajemy w środku mroźnej zimy, uciekających przez las, zaś Daenerys wędrującą w upale z Dothrakami. Niewidoma Arya wciąż jest w Bravos, zaś Tyrion i Varys dywagują nad tym, jak zdusić niepokoje społeczne.

Muszę powiedzieć, że pierwszy odcinek szczególnie mnie nie zachwycił, ale przyjmuję, że przypomnienie wszystkich wątków po trochu potrzebne jest na "rozruch" nowego sezonu. Czekam więc z niecierpliwością na to, co będzie dalej, tym bardziej, iż trailer sugeruje, że wszystkie postaci jeszcze się nie pojawiły. Najbardziej zagadkowa pozostaje kwestia, czy śmierć Jona jest ostateczna i czy Melisandre może tu odegrać jakąś znaczącą rolę? Producenci nie dają nam jednoznacznej odpowiedzi na te pytania w pierwszym odcinku... I mam też nadzieję, że akcja nabierze tempa, bo to wczorajsze było dość umiarkowane, ale może nie wszystko na raz.



Pojawiły się też nowe sezony jednych z najśmieszniejszych seriali komediowych ostatnich lat - "Dolina krzemowa" (sezon 3.) i "Figurantka" (sezon 5.). Niezawodny Earl (rewelacyjny T.J. Miller) daje czadu już w pierwszym odcinku "Doliny...", jego narcyzm i samouwielbienie wciąż się pogłębiają, zaś Richard jest nieporadny i fajtłapowaty do tego stopnia, że grozi mu wykluczenie z firmy, którą stworzył, chyba że dogada się z nowym, genialnym prezesem.
W "Figurantce" prezydent Selina Meyer musi uporać się z politycznym kryzysem wywołanym przez remis w wyborach oraz... ogromną krostę rosnącą na jej policzku. Jej zespół jak zwykle dwoi się i troi, z marnym efektem, choć wszyscy robią wokół siebie dużo szumu. Wracają Amy i Dan, Gary wciąż biega z torbą (i okładami na pryszcze), Mike usiłuje ogłosić radosną nowinę, a Ben - pozbyć się wrogów, zaś Tom James (w tej roli Hugh Laurie, który ostatnio u Jimmy'ego Fallona opowiadał, że przy kręceniu tego serialu bawił się jak nigdy) dostaje propozycję nie do odrzucenia.
Obydwa seriale nie zawodzą - jest śmiesznie, tak jak powinno być.







piątek, 22 kwietnia 2016

"Dziewczyny" dorastają

Zosia Mamet (Shosh), Lena Dunham (Hannah), Allison Williams (Marnie), Jemima Kirke (Jessa)

Lena Dunham lubi się obnażać. Każdy, kto widział choć kilka odcinków "Dziewczyn", nie może się z tym nie zgodzić. W piątym sezonie serialu Lena nie zmieniła swojego podejścia, ale muszę przyznać, że nie jest to już nachalne, a całość stała się jakby bardziej dojrzała.

Oczywiście nie można rozpatrywać całego serialu przez pryzmat nagości, ale umówmy się - momentami epatowanie gołymi częściami ciała stawało się niepotrzebnym wstępem do każdej sceny. Nie chodzi też o to, że nagość mi przeszkadza - od początku jestem wielbicielką tego serialu i jak wielu fanów pokochałam go właśnie za naturalizm i mówienie bez ogródek o niektórych mechanizmach naszego życia, ale czasem ekshibicjonizm Leny mnie drażnił. Zwłaszcza, kiedy nie służył niczemu konkretnemu.
Tu tego nie ma. Hannah, Marnie, Shosh i Jessa dojrzały, mają inne problemy, inna jest też relacja między nimi. Hannah jest w nowym związku (z Franem), w którym chyba jednak nie czuje się zbyt komfortowo, ale musi to sobie dopiero uświadomić. Marnie wychodzi za mąż. Zawsze tego chciała, prawda? Ale czy Desi jest na pewno ucieleśnieniem jej snów o idealnym życiu? Shoshanna mieszka i pracuje w Japonii. Kiedy na nią spojrzymy, możemy pomyśleć, że ona jedna znalazła swoje miejsce na Ziemi - do nowej rzeczywistości zdaje się pasować idealnie i mimo jasnych włosów wygląda jakby się tam urodziła. Jednak i to okaże się złudne. A Jessa? Hmm, cóż, Jessa jest suką i to się nie zmienia. Tylko że takie suki jak Jessa też pragną być szczęśliwe...


Andrew Rannells (Elijah), Alex Karpovsky (Ray)
Jest to moim zdaniem jeden z najlepszych sezonów "Dziewczyn", jaki do tej pory powstał. Między innymi dlatego, że wszystko jest znacznie mniej histeryczne, bardziej stonowane, ale nie zrezygnowano ze stałych elementów: szaleństwa i brawury, dziwactw, namiętności i nagłych zwrotów akcji. To właśnie w Lenie lubimy najbardziej - potrafi zaskakiwać, niekonwencjonalnie podjeść do życia stworzonych przez nią bohaterek. I bohaterów również, bo nie brakuje tu ani Adama, ani Reya, ani Elijah, którego wątek rozwija się dość ciekawie, epizodycznie pojawia się Charlie, a przemiana jego postaci jest naprawdę jedną z największych niespodzianek w serialu. I choć nadal wszyscy dryfują w bliżej nieznanym kierunku, to ta podróż zdaje się nabierać jakiegoś sensu, a i główni zainteresowani zaczynają nareszcie w to wierzyć. Co ważniejsze - zaczynają też wierzyć w siebie, a to czasem bywa kluczem do sukcesu. Sezon szósty, który pojawi się w przyszłym roku i który zapowiadany jest jako ostatni, będzie zapewne tego zwieńczeniem. Choć kto wie? Niezbadane są pomysły Leny Dunham.

"Dziewczyny" (Girls) S5, twórca: Lena Dunham, wyst. Lena Dunham, Zosia Mamet, Jemima Kirke, Allison Williams, Adam Driver, Andrew Rannells, Alex Karpovsky i in.


czwartek, 21 kwietnia 2016

Tsatsiki – chłopiec, którego brakuje w polskiej literaturze



Szukałam książek, które „dorastałyby” razem z moim synem, tak jak ja dorastałam z "Anią z Zielonego Wzgórza". Ale dla chłopaka? Po pierwsze książka o dziewczynie to nie bardzo, po drugie problemy Ani nijak mają się do problemów współczesnych dzieciaków. Wbrew pozorom znalezienie fajnej serii nie jest łatwe – choć tytułów w księgarniach dużo, to najtrudniej właśnie o literaturę dla dzieci wkraczających w świat samodzielnego czytania. Rynek dość często zalewa nas niestety książkami o wątpliwej wartości – zarówno merytorycznej, jak i literackiej. Na szczęście niezawodna literatura skandynawska znów wypełniła tę lukę.

Tsatsiki-Tsatsiki Johansson mieszka w Sztokholmie razem ze swoją mamą, zwaną Mamuśką, i właśnie idzie do pierwszej klasy. Jest to nie lada przeżycie, nie tylko dla chłopca, ale też dla jego mamy. Jak odnaleźć się w zgromadzeniu pełnym nowych dzieci? I co zrobić z odkryciem, że pani nauczycielka ma strasznie... włochate nogi? A może to kosmitka? W dodatku Tsatsiki sam traktowany jest przez inne dzieci z lekką rezerwą, no bo jakie mieć podejście do kogoś, kto nazywa się tak, jak grecki sos, mieszka tylko z mamą i nie zna swojego taty, który podobno jest poławiaczem ośmiornic? Na szczęście Tsatsiki szybko znajduje dobrego kumpla, a jego wrodzona (i wpojona przez Mamuśkę) pewność siebie pomaga z radzeniem sobie w trudnych sytuacjach, zwłaszcza kiedy na horyzoncie pojawia się chłopak ze starszej klasy, który lubi dokuczać słabszym od siebie. Tsatsiki uczy się przełamywania własnego strachu, bycia dumnym ze swojej odmienności, mówienia o uczuciach - także tych na "M" i to wtedy, gdy chodzi o dziewczynę. 

Co czyni te książki wyjątkowymi i sprawia, że wyróżniają się na tle innych? Przede wszystkim to, że nie ma tu owijania w bawełnę. Moni Nilsson otwarcie pisze na przykład o przemocy w szkole, o tym, że uczniowie potrafią wyzywać się i dokuczać sobie nawzajem, a nauczyciele zdają się nie widzieć problemu, więc dzieciaki muszą sobie radzić same. Choć realia szwedzkiej i polskiej szkoły zapewne nieco się różnią, to problemy dzieci bywają bardzo podobne - obrona słabszych i nazwanie starszego, wrednego kolegi "zasikanym szczurem" może być aktem ekstremalnej odwagi. W książce nie ma sztuczności, Tsatsiki, choć z pewnością jest chłopcem niezwykle oryginalnym, zachowuje się dokładnie tak, jak dzieci w jego wieku i mówi tym samym językiem. A dodatkowo miewa nieprzeciętne pomysły, potrafi celnie skomentować rzeczywistość i spotykają go fantastyczne przygody, zwłaszcza w drugiej części, kiedy to zaczynają się poszukiwania taty-poławiacza ośmiornic. Im chłopiec staje się starszy, tym więcej w książce zagadnień związanych z dorastaniem, ale to jeszcze przed nami, ponieważ syn - choć pierwsze części czytał z wypiekami na twarzy - stwierdził, że do kolejnych musi dorosnąć.
Nie spiesz się, synku.

Moni Nilsson "Tsatsiki i Mamuśka", "Tsatsiki i Tata Poławiacz Ośmiornic", "Tylko Tsatsiki", "Tsatsiki i miłość", "Tsatsiki i Retzina", wyd. Zakamarki 

czwartek, 7 kwietnia 2016

Lolka rządzi!

Kiedy wieczorem mówię do córki: "Wskakuj prędko do łóżka", wcale mnie nie dziwi, kiedy w odpowiedzi słyszę: "Przecież skaczę, Charlie, przecież skaczę". Dlaczego? Bo dokładnie tymi słowami odpowiada - zachęcana przez starszego brata do pójścia spać - ulubiona bohaterka mojej małej. 

"Charlie i Lola" na dobre zawładnęli naszym domem. Zgromadziłam wszystkie książeczki, jakie jeszcze udało mi się kupić - niestety wydawnictwo Media Rodzina, które publikowało tę serię w Polsce nie ma już na nie licencji i nie planuje wznowień. Większość tytułów jest więc niedostępna, można jedynie znaleźć pojedyncze egzemplarze - pozostałości ze starych nakładów. Z pomocą jak zawsze przychodzi niezawodny internet, gdzie na szczęście są filmy z tymi samymi bohaterami (czasem można też trafić na nie w ramówce CBeebies) lub szukanie książek w wersji oryginalnej albo używanych np. na allegro. Ale naprawdę warto.
Charliego i Lolę wykreowała Lauren Child, brytyjska pisarka i ilustratorka, a na podstawie jej książek Tiger Aspect for Disney/CBBC wyprodukował serial telewizyjny (3 sezony po 26 odcinków), którego Child była producentem wykonawczym. Bajki zostały sprzedane na całym świecie i zdobyły wiele nagród, w tym BAFTAza najlepszy program telewizyjny dla dzieci oraz za najlepszy scenariusz. Każda z książeczek (a także każdy z odcinków) zaczyna się od słów Charliego: "Lola to moja młodsza siostra. Jest jeszcze mała i bardzo zabawna". Lola, owszem, jest zabawna, ale jest też niesforna, rozbrykana, czasem niegrzeczna, a czasem wręcz odwrotnie - pełna dobrych chęci, ale nie zawsze wychodzi jej to, co sobie zamierzyła. Jak typowa mała dziewczynka lubi rysować, bawić się koralikami, przebierać, uwielbia też zwierzęta i chciałaby się opiekować jakimś zwierzakiem na stałe. Potrafi również myśleć w bardzo niekonwencjonalny sposób, konstruować wynalazki, wymyślać modę na nową zabawę, kolekcjonować oryginalne przedmioty. Choć często wyobraźnia ponosi ją trochę za bardzo, albo chcąc koniecznie pomóc nieodwracalnie coś zepsuje, wszyscy Loli raczej szybko wybaczają, bo jakoś zawsze udaje jej się zgrabnie wybrnąć z kłopotów. Klucz do świata Loli ma wyłącznie Charlie, to on wie, jak namówić ją do zjedzenia potraw, których Lola "nigdy przenigdy i za nic na świecie" nie tknie, jak przekonać ją do pójścia spać, kiedy Lola "wcale nie jest śpiąca", jak pocieszyć, gdy "naprawdę niedobrze się czuje". Czy jest to rodzeństwo idealne? Czasem tak, bo ta dwójka naprawdę się kocha i troszczy o siebie, a czasem kłóci się i walczy, jak zwyczajna para dzieciaków. Nic, czego nie znalibyśmy z autopsji, a przedstawione w zabawny, lekki i zrozumiały dla wszystkich sposób z oryginalną oprawą graficzną.

Charlie i Lola wprowadzają nas w świat wyłącznie dziecięcy - o dorosłych się tu mówi, ale nigdy nie są widoczni. Oprócz głównych bohaterów są jednak ich przyjaciele: Mark, Lotta, Morten, wymyślony przyjaciel Loli, Soren Lorenson i uwielbiany przez nią pies Skwarek. I to też czyni te historie tak wyjątkowymi, bo tu dzieci same radzą sobie z problemami i uczą się, jak postępować w danej sytuacji, naprawić błędy, ponosić odpowiedzialność za swoje czyny. A to w dzisiejszym świecie jest niezwykle rzadkie. 



seria "Charlie i Lola" wyd. Media Rodzina, filmy dostępne na Cbeebies