czwartek, 21 kwietnia 2016

Tsatsiki – chłopiec, którego brakuje w polskiej literaturze



Szukałam książek, które „dorastałyby” razem z moim synem, tak jak ja dorastałam z "Anią z Zielonego Wzgórza". Ale dla chłopaka? Po pierwsze książka o dziewczynie to nie bardzo, po drugie problemy Ani nijak mają się do problemów współczesnych dzieciaków. Wbrew pozorom znalezienie fajnej serii nie jest łatwe – choć tytułów w księgarniach dużo, to najtrudniej właśnie o literaturę dla dzieci wkraczających w świat samodzielnego czytania. Rynek dość często zalewa nas niestety książkami o wątpliwej wartości – zarówno merytorycznej, jak i literackiej. Na szczęście niezawodna literatura skandynawska znów wypełniła tę lukę.

Tsatsiki-Tsatsiki Johansson mieszka w Sztokholmie razem ze swoją mamą, zwaną Mamuśką, i właśnie idzie do pierwszej klasy. Jest to nie lada przeżycie, nie tylko dla chłopca, ale też dla jego mamy. Jak odnaleźć się w zgromadzeniu pełnym nowych dzieci? I co zrobić z odkryciem, że pani nauczycielka ma strasznie... włochate nogi? A może to kosmitka? W dodatku Tsatsiki sam traktowany jest przez inne dzieci z lekką rezerwą, no bo jakie mieć podejście do kogoś, kto nazywa się tak, jak grecki sos, mieszka tylko z mamą i nie zna swojego taty, który podobno jest poławiaczem ośmiornic? Na szczęście Tsatsiki szybko znajduje dobrego kumpla, a jego wrodzona (i wpojona przez Mamuśkę) pewność siebie pomaga z radzeniem sobie w trudnych sytuacjach, zwłaszcza kiedy na horyzoncie pojawia się chłopak ze starszej klasy, który lubi dokuczać słabszym od siebie. Tsatsiki uczy się przełamywania własnego strachu, bycia dumnym ze swojej odmienności, mówienia o uczuciach - także tych na "M" i to wtedy, gdy chodzi o dziewczynę. 

Co czyni te książki wyjątkowymi i sprawia, że wyróżniają się na tle innych? Przede wszystkim to, że nie ma tu owijania w bawełnę. Moni Nilsson otwarcie pisze na przykład o przemocy w szkole, o tym, że uczniowie potrafią wyzywać się i dokuczać sobie nawzajem, a nauczyciele zdają się nie widzieć problemu, więc dzieciaki muszą sobie radzić same. Choć realia szwedzkiej i polskiej szkoły zapewne nieco się różnią, to problemy dzieci bywają bardzo podobne - obrona słabszych i nazwanie starszego, wrednego kolegi "zasikanym szczurem" może być aktem ekstremalnej odwagi. W książce nie ma sztuczności, Tsatsiki, choć z pewnością jest chłopcem niezwykle oryginalnym, zachowuje się dokładnie tak, jak dzieci w jego wieku i mówi tym samym językiem. A dodatkowo miewa nieprzeciętne pomysły, potrafi celnie skomentować rzeczywistość i spotykają go fantastyczne przygody, zwłaszcza w drugiej części, kiedy to zaczynają się poszukiwania taty-poławiacza ośmiornic. Im chłopiec staje się starszy, tym więcej w książce zagadnień związanych z dorastaniem, ale to jeszcze przed nami, ponieważ syn - choć pierwsze części czytał z wypiekami na twarzy - stwierdził, że do kolejnych musi dorosnąć.
Nie spiesz się, synku.

Moni Nilsson "Tsatsiki i Mamuśka", "Tsatsiki i Tata Poławiacz Ośmiornic", "Tylko Tsatsiki", "Tsatsiki i miłość", "Tsatsiki i Retzina", wyd. Zakamarki